niedziela, 10 stycznia 2016

Scenariusz - V (BTS) - "Truskawka"

Scenariusz dla  Denn Taehyung. Przpraszam, że tak długo kazałam Ci czekać.

Zapraszam do czytania, no a na zachętę takie oto zdjęcie V ^ ^
~~



~Ty~
Zostałaś po zajęciach dłużej w szkole. Od jakiegoś czasu trenowałaś siatkówkę i może nie byłaś mistrzem w drużynie, ale starałaś się by pewnego dnia pokazać wszystkim ile jesteś warta. Dzisiaj nie było akurat treningu, ale postanowiłaś pójść na halę poćwiczyć. Byłaś w dobrych stosunkach z starszą panią sprzątającą więc zawsze z uśmiechem wręczała Ci klucz i prosiła żebyś tylko się nie zasiedziała do późna. Właśnie tego dnia straciłaś poczucie czasu i wracałaś do domu dużo po dziesiątej. Był 5 grudnia i na dworze panował ogromny mróz pomimo braku śniegu. To pierwszy raz kiedy tak późno wracałaś do domu ze szkoły więc szłaś odrobinę zestresowana od czasu do czasu nerwowo rozglądając się na boki. Miałaś wrażenie, że robi się coraz zimniej. Opatuliłaś się bardziej swoim puchatym szalikiem i poprawiłaś torbę na ramieniu przyśpieszając. Odpłynęłaś myślami w stronę siatkówki i nie zauważyłaś osoby idącej w pewnej odległości za Tobą. Kiedy zbliżałaś się do domu z zamyślenia wyrwały cię kroki i uścisk na ramieniu.
- Em, przepraszam czy… - usłyszałaś i powoli odwróciłaś się. Z tobą stała osoba z naciągniętym kapturem zasłaniającym twarz. Przestraszyłaś się nie na żarty i zamachnęłaś się torbą nie dając napastnikowi szansy na dokończenie zdania. Ten lekko się zatoczył, a Ty korzystając z okazji puściłaś się biegiem w stronę domu. Biegłaś ile sił w nogach i kiedy dotarłaś na miejsce i zamknęłaś drzwi na wszystkie możliwe sposoby pozwoliłaś sobie odetchnąć i złapać oddech.
- Co to było?
Stałaś zszokowana całym zajściem. Do przedpokoju weszła Twoja mama uśmiechając się.
- W końcu wróciłaś. Już zaczynałam się martwić – powiedziała zatroskana i spojrzała uważnie na Ciebie – Czemu jesteś taka blada?
Dotknęłaś nerwowo policzka.
- Tak?
Mama zmrużyła oczy i przypatrywała Ci się chwilę po czym zrezygnowała z dochodzenia.
- Będziesz coś jadła?
- Nie. Ja.. chyba pójdę spać. Zmęczona trochę jestem – odwróciłaś się i skierowałaś w stronę swojego pokoju
- Ach tak? To w porządku. Dobranoc córeczko.
- Dobranoc mamo.
Zamknęłaś za sobą drzwi i odetchnęłaś głośno lekko osuwając się na podłogę.
~
- Aaaaa!!!
Słysząc Twój krzyk Twoja mama wpadła do twojego pokoju z przerażeniem na twarzy
- Co? Co się dzieje? Coś się stało skarbie?
- Nie ma. – powiedziałaś z przerażeniem ściskając w ramionach torbę. – Zgubiłam moją zawieszkę z truskawką.
***
~V~
Rozglądałem się nerwowo starając się zlokalizować okolicę w której się znalazłem. Nie poznawałem tego miejsca. Umówiłem się dzisiaj ze znajomymi i byłem już godzinę spóźniony i błąkałem się bo nieznanej mi części miasta.
- Też sobie wybrali miejsce na spotkanie – prychnąłem sam do siebie. – jakby nie można było się spotka tam gdzie zawsze.
Westchnąłem i skręciłem w jedną z uliczek z nadzieją, że wyjdę na jakąś większą drogę i zlokalizuję miejsce spotkania. Jednak im dłużej chodziłem po okolicy tym trudniej było się odnaleźć.
- Kurwa. Zabiję ich. – przekląłem kolegów.
Jednen z nich, Jimin mówił, że prosto tam trafić że wystarczy iść od szkoły w lewo a później za parkiem w prawo i po drugiej stronie ulicy zobaczę klub w którym oni już będą czekać. Hoseok twierdził że tylko debil by się zgubił. A tymczasem co? Proszę błądziłem jak ten właśnie ‘debil’ nie mogą znaleźć chociażby tego parku który powinien być nawet nie tak daleko od szkoły. Do tego robiło się coraz bardziej zimno. Naciągnąłem bardziej kaptur żałując że nie ubrałem się cieplej.
Wyszedłem zza rogu na kolejne skrzyżowanie małych uliczek i wtedy moją uwagę przykuła postać idąca po przeciwległym chodnikiem.
‘O! wreszcie jakaś żywa dusza. Może będę mógł zapytać o drogę zanim zamarznę.’
Podszedłem i dotknąłem lekko ramienia tajemniczej osoby.
- Em, przepraszam czy… - zacząłem nieśmiało.
Osoba – jak się okazało dziewczyna, na oko w moim wieku nawet odwróciła się powoli z przerażeniem w oczach. Chwilę później zobaczyłem torbę nadlatującą w stronę mojej twarzy i zatoczyłem się lekko do tyłu. Kiedy odzyskałem równowagę dziewczyny już nie było.. kucnąłem łapiąc bolącą głowę. Trzeba przyznać, że ma siłę i niezły zamach. Rozmasowywałem właśnie skroń gdy moją uwagę przykuła leżąca na ziemi filcowa truskawka. Podniosłem ją, żeby się przejrzeć.
- hmm.. śliczna zawieszka. Musi należeć chyba do tej dziewczyny.
Wstałem i schowałem truskawkę do kieszeni z zamiarem oddania jej właścicielce. O ile kiedyś na nią jeszcze wpadnę.
- ej kosmito!
Odwróciłem się słysząc wołanie Jimina.
***
~Ty~
Do szkoły szłaś niechętnie. Dzień po zgubieniu swojej ulubionej zawieszki wróciłaś tam, ale niestety już jej nie było co zepsuło ci humor i zasmuciło.
*
Po skończonych zajęciach kierowałaś się w stronę hali na trening. Przechodząc szkolnym korytarzem koło pokoju gdzie spotykali się członkowie klubu astronomicznego. Jak zwykle się darli i zachowywali jak małpy. Już miałaś przyśpieszyć krok, żeby jak najszybciej się stąd oddalić, kiedy nagle zatrzymał cię w miejscu znajomo brzmiący głos, chociaż nie mogłaś skojarzyć skąd go znasz.
Nagle drzwi otworzyły się a zza nich wyszła grupka chłopaków i kilka dziewczyn wymijając cię i prawdopodobnie zmierzając w stronę dachu.
Jeden z chłopaków zatrzymał się przed tobą. Miał rudo-pomarańczowe włosy, uśmiech pedofila, ale spod rękawów koszulki widać było jego ramiona. Musiałaś przyznać, że wygląda całkiem nieźle.
- Czekasz tu na kogoś? – zaczął nieznajomy.
- Em. – wyrwałaś się z lekkiego otępienia i oderwałaś od niego wzrok. - Nie. Tylko przechodziłam.
Już miałaś się odwrócić kiedy zza rudowłosego wyłonił się uroczy chłopak w brązowych włosach i wskazał na ciebie placem.
- O! to ty mi przywaliłaś torbą! – odezwał się niskim głosem, kompletnie nie pasującym do jego wyglądu.
- Co?
Odezwaliście się jednocześnie z rudowłosym, który jeszcze dodał:
- Znasz ją V?
W tym samym czasie podszedł do was czarnowłosy chłopak i uśmiechnął się szeroko.
- V dałeś się pobić dziewczynie? Ahahahah. -  wyśmiał go i zaczął dziwny taniec skacząc dookoła pozostałej dwójki kując ich palcami po ramionach.
- C-co? Nie! – krzyknął brązowowłosy. – nie wydurniaj się Hoseok!
Zaczęłaś się dyskretnie ewakuować kiedy odwrócił się do ciebie i zawołał:
- Ej! Czekaj! – wsadził rękę do kieszeni i wyciągnął coś. – To chyba twoje.
Skierowałaś wzrok na jego rękę. Leżał na niej twój brelok truskawka. Doskoczyłaś do niego natychmiast łapiąc ją i przyciskając do siebie.
- ee dziękuję? – zaczęłaś patrząc na chłopaka – i em.. przepraszam za tamto. Mam na myśli, że cię uderzyłam.. myślałam, że..
- Nic się nie stało – przerwał ci chłopak. – ale muszę przyznać, że potrafisz całkiem mocno uderzyć.
Zarumieniłaś się nieco ze wstydu.
- V idziesz? – zapytał Hoseok.
- Idźcie przodem. Zaraz was dogonię.
- oooo czyżby nasz mały V w końcu dorasta? – zaśmiał się rudowłosy.
- chodź Jimin nie przeszkadzaj – czarnowłosy pociągnął szczerzącego się ciągle rudego.
***
~V~
Kiedy moi przyjaciele oddalali się w stronę schodów śpiewając i obejmując wzajemnie, ja odwróciłem się powrotem do stojącej przede mną dziewczyny. Wyciągnąłem do niej ponownie rękę przedstawiając się.
- Jestem Taehyung. Kim Taehyung. – uśmiechnąłem się szeroko pokazując całe uzębienie. – przyjaciele mówią mi V.
Dziewczyna odwzajemniła uśmiech i wyciągnęła rękę do mojej.
- _______. Miło mi poznać.
Przyjrzałem się jej. Była średniego wzrostu, ale wyższa niż dziewczyny z mojego klubu. Długie brązowe włosy pewnie opadałby jej na ramiona gdyby nie gumka podtrzymująca je na czubku głowy. Musiałem przyzna, że była całkiem ładna.
- Należysz do klubu astronomicznego? – zapytała ______ przerywając moje przyglądanie się jej.
- A, tak. Wierzę w życie pozaziemskie i udowodnię kiedyś, że kosmici naprawdę istnieją.
Zaśmiała się.
- A ty? – zapytałem.
- Co? Czy wierzę w życie pozaziemskie? – zapytała otwierając szerzej oczy.
- Nie to miałem na myśli. To znaczy to też jest interesując skoro już przy tym jesteśmy, ale chodziło mi do jakiego klubu należysz.
- Nie wierzę, chociaż patrząc na ciebie zaczynam mieć wątpliwości – zaczęła nieco żartobliwie. – A należę do klubu siatkarskiego.
Uśmiechnąłem się. To by tłumaczyło ten kucyk i torbę sportową zarzuconą na ramię.
- O naprawdę? Mogę przyjść popatrzeć.
 Zapytałem zaciekawiony z nadzieją. Widać że dziewczyna nieco się zmieszała po moim pytaniu, ale po chwili przytaknęła pozwalająco głową.
- Ale nie szliście teraz gdzieś ze swoim kołem przypadkiem. – zapytała po chwili.
- Raz mogę sobie odpuścić. Kosmici mi nie uciekną. – wyszczerzyłem się – przede mną nie mają szans zwiać.
***
~Ty~
Uśmiechnęłaś się zmieszana i ruszyłaś w stronę hali. Szczerzący się wciąż jak idiota chłopak podążył za tobą. Nie wiedziałaś co myśleć. Właściwie to prawie go nie znałaś, ale był tak szczery i otwarty, że mimowolnie się zgodziłaś by z tobą poszedł.
Odwróciłaś się żeby na niego spojrzeć.
Taehyung rozglądał się dookoła jak ciekawy świata szczeniaczek, a szeroki uśmiech nie schodził mu z twarzy. Musiałaś przyznać, że dodawało mu to uroku.
Cały twój trening przesiedział na ławce obserwując cię, ale jednocześnie ściągając na siebie ciekawskie spojrzenia całej reszty żeńskiej części klubu.
Kiedy wyszłaś z szatni przebrana zaoferował, że odprowadzi cię do domu. Nie byłaś do tego przekonana. To było dziwne, że zaledwie po niecałym dniu znajomości już cię chciał odprowadzać do domu jak stary przyjaciel albo i chłopak.
- Posłuchaj Taehyung.. – zaczęłaś kiedy brązowłosy Ci przerwał.
- V.
- Co?
- No dla przyjaciół V. Nie musisz do mnie mówić Taehyung za każdym razem.
- O-Ok. więc V, ja….
Chłopak uśmiechnął się zachęcająco.
- … ja naprawdę uważam, że nie ma potrzeby, żebyś mnie odprowadzał. Poza tym nie znamy się przecież nawet tak długo.
Chłopakowi zrzedła mina. Nawet posmutniał. Wyglądał jak zbity szczeniak i aż zrobiło ci się przykro chociaż nie powiedziałaś nic takiego.
- Ale ja naprawdę chcę cię odprowadzić. Jesteś fajna – powiedział kiedy wrócił mu dobry humor i szeroki uśmiech. – zgódź się proszę.
Westchnęłaś zrezygnowana.
- No dobrze. Ale tylko tym razem.
- Yey – Taehyung wyszczerzył się jeszcze bardziej. – no to chodźmy. Dostarczę cię bezpieczne do domu.
*
Tak zleciał cały następny tydzień podczas którego zdążyłaś przywyknąć do częstych odwiedzin chłopaka na twoich treningach.
Po dwóch tygodniach przyzwyczaiłaś się na tyle, że kiedy nie przychodził czułaś lekki zawód. Lubiłaś jak machał jak szalony rękami kiedy grałaś, żeby spróbować cię rozproszyć. Czasami po skończonych meczach podbiegał do ciebie z wodą i gratulował serwów.
Jego obecność poprawiała ci samopoczucie za dnia. Zdecydowanie był dobrym towarzyszem do rozmów, a pomimo, że miał odprowadzić cię do domu tylko raz robił to od tamtej pory codziennie. Nawet jeżeli nie przychodził na trening to czekał na ciebie przed szkołą. To było naprawdę miłe i zdążyłaś go bardzo polubić przez ten czas.
***
~V~
Nie wiem jak to się stało, ale widywanie się z ______ codziennie i odprowadzanie jej do domu stało się moją dzienną rutyną.
Widziałem, że na początku nie była do tego przekonana i czuła się nieswojo, ale teraz po dwóch tygodniach chyba się cieszy z mojej obecności, z czego muszę przyznać jestem zadowolony bo również lubię spędzać z nią czas. To coś zupełnie innego od spędzania dni w kole astronomicznym z tymi kretynami Jiminem i Hoseokiem, jak i zupełnie nowego.
Dzisiaj była sobota, ale umówiliśmy się z ______ w parku koło szkoły, w końcu udało mi się go znaleźć i jak się okazało to była banalna droga, więc moje zgubienie się tamtego wieczoru teraz wydawało się dla mnie naprawdę zabawne.
Miałem dobry humor. Udało mi się z rana kupić truskawki mimo, że był grudzień. Naprawdę uwielbiałem jej jeść i mogłem powiedzieć, że należały do moich ulubionych owoców. Z tego co się domyślałem to _______ też musiała bardzo je lubić, biorąc pod uwagę jej breloczek przy torbie.
Zobaczyłem ją przed wejściem do parku i podbiegłem szczerząc się na jej widok. Kiedy mnie zobaczyła odwzajemniła uśmiech.
- Może pójdziemy gdzieś gdzie jest cieplej? – zaproponowała. – można tu zamarznąć.
- Pewnie.
Złapałem ją za rękę i pociągnąłem za sobą do pobliskiej kawiarni. ______ zamówiła sobie herbatę, a ja wziąłem gorącą czekoladę. Zajęliśmy malutki stolik w rogu i kiedy kelnerka przyniosła nasze zamówienie wyciągnąłem spod płaszcza małe pudełeczko truskawek i otworzyłem je.
Widziałem kątem oka jak ______ patrzy jak pochłaniam jedną po drugiej. Kiedy została już ostatnia wyciągnęła rękę w moim kierunku.
- Mogę?
Brzmiała na tyle niepewnie, że pomyślałem, że się z nią podroczę nieco i odpowiedziałem:
- Wiesz nie daje truskawek byle komu. Raczej tylko komuś kogo bym bardzo lubił.
Uśmiechnąłem się szeroko, ale coś było nie tak. Dziewczynie bardzo szybko zrzedła mina. Widziałam że chyba nawet posmutniała (!?).
- ah tak… - zaczęła i spuściła wzrok. – to daj w takim razie ją tej osobie. I za tą osobą od dzisiaj lataj i spędzaj z nią czas zamiast tracić go na mnie. Idę do domu. Pa
I z tymi słowami wstała i wyszła z kawiarni, zostawiając stygnącą już czekoladę, a mnie zupełnie skołowanego.
***
~Ty~
Im bliżej domu się zbliżałaś tym bardziej przyśpieszałaś kroku. Byłaś zmieszana sytuacją z kawiarni. Myślałaś z początku, że może zażartował, ale wyglądał jakby mówił szczerze. W sumie zawsze był w 100% szczery we wszystkim co mówił i robił. Może właśnie dlatego tak to zabolało teraz. Bo musiałaś przyznać przed sobą, że było ci przykro. A zrobiło się jeszcze bardziej kiedy nawet za tobą nie wyszedł. Bo oglądałaś się za siebie kilka razy, żeby sprawdzić czy to faktycznie nie był głupi żart, a on jak zwykle nie biegnie za tobą szczerząc się radośnie. Ale nieważne ile się obracałaś nie było go tam, co tylko utwierdzało cię, że mogłaś byś po prostu zabiciem czasu dla niego przez ostatnie dwa tygodnie.
Kiedy wróciłaś do domu rzuciłaś się na łóżko i przeleżałaś tam resztę dnia odpływając myślami do alternatywnego świata w którym całe dzisiejsze zajście się nie wydarzyło, a wasza dwójka spacerowała teraz radośnie żartując jak zwykle.
W poniedziałek i wtorek nie widziałaś go w szkole ani razu. Chciałaś podejść i porozmawiać, ale nie znalazłaś go ani w klubie astronomicznym, ani nawet w salach w których powinien mieć lekcje. Do domu wracałaś sama wyobrażając sobie, że idzie koło ciebie, ale podświadomie widziałaś sytuację w której odprowadza do domu kogoś innego. To było naprawdę dziwne uczucie.
Od środy zaczynało się już wolne z powodu świąt. Było ci smutno, że nie udało się wam zobaczyć i najbliższą okazję będziesz miała dopiero po nowym roku. Tęskniłaś za tym uśmiechem i jego sposobem bycia. Mimowolnie naprawdę się zauroczyłaś w tym chłopaku, dlatego miałaś nadzieję na wyjaśnienie tamtego zajścia. Ale widocznie to nie było ci dane i całe święta spędziłaś starając się nie myśleć o nim, chociaż momentami było ci ciężko.
Dwa dni przed sylwestrem obudził cię dzwonek do drzwi. Przewróciłaś się na drugi bok z zamiarem ponownego zaśnięcia, kiedy przypomniałaś sobie, że rodziców nie ma w domu, więc nie ma kto otworzyć drzwi. Zwlokłaś się z łóżka i w pidżamie poczłapałaś do korytarza. Kiedy otworzyłaś nikogo już nie było. Wychyliłaś się zobaczyć czy może nie dzwoniąca osoba nie jest jeszcze gdzieś w pobliżu ale nie było jej. Zamiast tego na werandzie  leżał malutki koszyczek owinięty w celofan z przyczepioną czerwoną karteczką.
Dla _______.
- Co? Dla mnie?
Podniosłaś koszyczek i wróciłaś do domu. Kiedy usiadłaś na fotelu wzięłaś się za rozpakowywanie prezenciku. Po odwinięciu folii twoim oczom ukazała się średnich rozmiarów dorodna truskawka leżąca na dnie.
‘Wiesz nie daje truskawek byle komu. Raczej tylko komuś kogo bym bardzo lubił.’
Usłyszałaś w głowie dobrze zapamiętane słowa sprzed parunastu dni. Serce zabiło ci mocniej.
- V.
Nie dbając, że jesteś w pidżamie narzuciłaś gruby płaszcz i wsunęłaś grube puchowe buty i wybiegłaś z domu, pamiętając mimo to o zamknięciu drzwi.
***
~V~
Denerwowałem się . Nawet bardzo. Czułem się źle po całej tej sytuacji z kawiarni. Wcale nie o to mi chodziło, a ona źle to zrozumiała wszystko. Nie chciałem, żeby tak wyszło. Było mi głupio. Nie miałem jednak okazji przeprosić ponieważ następnego dnia wyjechaliśmy już z rodzicami na święta do dalszej rodziny w innym mieście.
Wróciliśmy dopiero na trzy dni przed sylwestrem. Kiedy tylko się rozpakowałem przystąpiłem do planu który zaplanowałem przez święta. Chciałem wszystko wyjaśnić i powiedzieć jej to co chciałem już tamtego dnia w kawiarni. Ale tym razem bezpośrednio jej wyznać. Tylko byłem tak zdenerwowany, że bałem się jąkania i że nic z tego nie wyjdzie. Wtedy wpadłem na kolejny pomysł.
W ten oto sposób stałem następnego dnia pod jej domem z koszyczkiem w ręku. Tylko że.. tak. Stchórzyłem w trakcie. Po naciśnięciu dzwonka zwiałem zostawiając prezent pod drzwiami.
Oddaliłem się od jej domu i skierowałem się w stronę parku. Kiedy byłem tuż obok niego usłyszałem wołanie. Odwróciłem się, a moim oczom ukazała się biegnąca w moim kierunku _______ i chyba spod płaszcza wystawała jej pidżama.
***
~Ty~
Kiedy wybiegłaś z domu od razu skierowałaś się w pierwsze miejsce o którym pomyślałaś – do parku. Kiedy zobaczyłaś V wiedziałaś już że pobiegłaś w dobrym kierunki. Zawołałaś go i ujrzałaś jego zdziwione spojrzenie. Chyba się nie spodziewał cię teraz zobaczyć. Kiedy dopadłaś go zdyszana, potrzebowałaś kilku sekund na uspokojenie oddechu zanim się odezwałaś.
- Tru-truskawka. Ja też.
Chłopak rozszerzył oczy, a ty wyjaśniłaś swoją nielogiczną wypowiedź.
- Lubię cię Taehyung.
Zobaczyłaś jak zaskoczenie zmienia się na jego twarzy w tak dobrze znany ci szeroki uśmiech i odwzajemniłaś go. Wtedy poczułaś pierwsze płatki śniegu tej zimy na swoim policzku. Chłopak zgarnął ci go kciukiem. Później nachylił się i musnął to miejsce wargami.
Objęłaś go rękoma za szyję, a on pocałował cię i poczułaś od niego truskawki.
Kiedy się odsunął z uśmiechem i złapał za rękę.
- Czy ty masz na sobie pidżamę? – zapytał z rozbawieniem.
- Śpieszyłam się. – wyjaśniłaś i roześmiałaś się. – chodź. Mam w domu więcej truskawek. No i muszę się przebrać.


sobota, 9 stycznia 2016

Xiuris cz.4

Witam po długiej nieobecności (jak zawsze.. to już przechodzi do niechlubnej tradycji chyba). tak patrzę na kalendarz a to się okazuję, że już ponad trzy miesiące od ostatniego.. cóż czegokolwiek. Znowu przegięłam ;_; A tu już nowy rok tak więc wszystkiego najlepszego i obym się w tym roku wykazała jakąś kontrolą na wrzucanie tu rozdziałów częściej ;P

No więc już bez większych wstępów wrzucam 4 rozdział. Nie wyszedł chyba nawet taki zły xD

~~



Stałem w szoku, że szczęka mi opadłą niemal do ziemi. Jak to możliwe że ten pies w ułamku sekundy tak bardzo zmienił swoje nastawienie. Skakał teraz radośnie domagając się uwagi i pieszczot. No nie wierze. Nawet pies woli tego gnoja ode mnie.


Westchnąłem. Pięknie się zapowiada ten dzień. Doprawdy wspaniale.





I miałem w 100% rację. Ten dzień był okropny. Poranek to mały pikuś w porównaniu z tym co mnie jeszcze czekało. A mianowicie kiedy wkurzony wróciłem do domu się przebrać i najlepiej umyć nogi po prysznicu, a mówiąc dokładnie prysznicu składającego się z pewnego wielgachnego psa i jego moczu którego nie omieszkał wylać prosto na mnie. Ja Wam mówię to bydlę jej w zmowie z panem ‘wielkie-ego-i-wieczny-bitch-face’ – Krisem. To przecież niemożliwe, żeby mnie tak urządził z własnej woli. Mnie zwierzęta kochają wręcz. Każde z którym miałem okazję się zetknąć łasiło się do mnie zawsze przyjaźnie i dopraszało o głaskanie. Ale nieeeee… ten pies zdecydował wybrać mroczną ścieżkę i podążać za tym padalcem durnym..
W każdym razie wróciłem do domu wziąć ten prysznic i się przebrać kiedy mama oznajmiła mi, że .. cóż.. chciałaby spędzić trochę czasu sam na sam z Kevinem więc wybierają się na drobną wycieczkę i wrócą dopiero jutro z rana, tak więc od teraz jestem odpowiedzialny za dzisiejszy obiad, jak również i kolacje, żeby Kris i Myung-Hee nie chodzili dziś głodni.
Ekstra. Zostawia mnie na cały dzień z tym diabelskim rodzeństwem. Czemu? Bo zachciało jej się małego sam na sam z jej ‘menem’. No po prostu zajebiście. Dobrze, że mogę na ciebie liczyć mamo!
Niestety na tym moje problemy nie miały zamiaru się zakończyć. Mama z Kevinem okazali się już spakowani, więc od razu po przekazaniu mi instrukcji opuścili dom i zawinęli się tak szybko, że kilka sekund później został tylko kurz od piasku po aucie.

 Kiedy tylko skończyłem się ogarniać w łazience z dworu wrócił nie kto inny jak Kris, który wykorzystując nieobecność swojego ojca i mojej matki (tak matki, nie nazwę jej teraz mamą za skazanie mnie na przebywanie następne 24h w towarzystwie największego szatana i jego siostry) uznał, że to on tu rządzi i niczym Pan i Władca rozsiadł się na krześle w kuchni, wykładając swe nogi (bardzo długie chciałbym dodać, nie żebym na nie patrzył dłużej niż trzeba) i tonem pana na włościach, albo bardziej adekwatne do jego słów byłoby – zgrzybiałego męża z mięśniem piwnym, powiedział (to chyba miało być żartobliwie ale..):
- Daj mi piwa żono.
Zmarszczyłem brwi patrząc na niego jakby mu rozum odjęło. A może rzeczywiście tak było. Nie wykluczałem faktu, że prawdopodobnym było, że mógł znaleźć jakieś podejrzane grzybki pod schodami na werandę jak wracał do domu, albo pies zmutował i oślinił go, jednak ta ślina zawierała silnie odmóżdżającą substancję – STOP. Za dużo science-fiction. Chyba powinienem z tym przystopować.
Ogarnąłem się natychmiast kiedy wyciągnął rękę ponaglająco.
- No czekam. Nie możesz się pośpieszyć z tym piwem.
- Nie będzie żadnego piwa debilu. I weź się ogarnij bo pierdolisz. – powiedziałem i już miałem wyjść z kuchni kiedy Kris wstał nagle i zagrodził mi przejście.
- Chwila. Nie tak szybko. Po pierwsze nie pyskuj mi tu i się nie wyrażaj. Po drugie jestem starszy wiec szacunek przede wszystkim. – zaczął – ~elo jo szacuneczek kapujesz?~ - zanucił jakimś dresowym slangiem modulując nieco głosem, przez co zupełnie nie brzmiał jak on.
Spojrzałem na niego ze spojrzeniem typu ‘ty serio to powiedziałeś.. jprdl’. I mając zamiar go olać na resztę dnia – głównie po to, żeby przez jego suche teksty gdzieś mi moje IQ nie spierdoliło.
Kris miał inne plany i chyba zupełnie gdzieś odleciał bo kiedy ja odciąłem się i gadałem w myślach sam do siebie on coś dalej do mnie mówił… a raczej rapował… chociaż w sumie to po prostu brzmiało jak beznadziejnie wymuszone rymy
- -min, karle mały, leć robić obiad, bom głodny cały. Twa mama kazała za kurę domowa robić, więc śmigaj w te pędy bo inaczej będę tu broić.
Yyyy taa.. halo? Wariatkowo? No wiec mamy tu przypadek chorego na zjebanie mózgowe. Tak, podejrzewam jego rozwinięty etap. Proszę przyjedźcie jak najszybciej zanim zacznie zarażać.
- Lecz się. Jesteś popierdolony.
Wyminąłem go skierowałem się do salonu.
Kris poczłapał za mną nawijając dalej coś o szacunku o starszych i że nie wolno mi tak lekceważyć obowiązku gotowania obiadu.
Odwróciłem się żeby kazać mu się zamknąć, jednak on nadal szedł a mną więc skończyło się tym, że wpadł na mnie.
- Ej, weź się tak nie zatrzymuj z nienacka. Jesteś zbyt mały żeby cię w porę zauważyć i zdążyć się zatrzymać lub chociaż wyminąć.
- Odwal się od mojego wzrostu. Mały to jest chyba twój penis. – powiedziałem, żeby mu się odgryźć.
- Żeby było jasne. – Kris spojrzał na mnie dziwnym wzrokiem. – ‘On’ nie jest mały. Jest całkiem spory. Chcesz to ci go mogę nawet pokazać, żeby zaspokoić twoją ciekawość skoro już sam zacząłeś ten temat.
Wyszczerzył zęby i odpiął guzik od spodni.
- co…- zaniemówiłem z szoku nad jego debilizmem.
I ten moment wybrała sobie właśnie jego siostra, żeby wejść do salonu. Spojrzała na brata i powędrowała wzrokiem do jego dłoni które chwytały właśnie rozporek. Skrzywiła się i powiedziała:
- Jesteś obleśny.
Kris wyszczerzył się i jak na złość rozpiął spodnie.
Myung-Hee przewróciła oczami i skierowała się w moją stronę.
- Chodź Xiu. Ten zbok nie jest wart poświęcania mu nawet kilku sekund uwagi. – złapała mnie za ramię i pociągnęła za sobą w stronę kuchni. -  słyszałam wcześniej jak twoja mama prosiła cię o przygotowanie obiadu dziś. Jeżeli chcesz to bardzo chętnie ci pomogę.
- Pewnie. Byłoby miło. – odwróciłem się w stronę Krisa, który w tym czasie zdążył już zapiąć powrotem spodnie, posyłając mu wymowne spojrzenie – niektórzy są tu niestety bezużytecznie i tylko pierdolą od rzeczy.
Chłopak prychnął, a ja dodałem.
- Idź na dwór poszukać swojego zgubionego mózgu, albo przydaj się wcześniej na coś i nakryj do stołu.
I tymi słowami zakończyłem i dałem się zaciągnąć do kuchni.
*
Pięć minut po tym jak zacząłem gotować z Myung-Hee obiad dotarło do mnie, że przyjmowanie jej pomocy to był błąd.
Przypomniały mi się słowa Krisa z wczoraj. To o paleniu nawet wody i bycia ofiarą losu.
Cóż teraz musiałem przyznać mu rację. Dziewczyna naprawdę kompletnie nie radziła sobie w kuchni. Poprosiłem ją, żeby ugotowała ziemniaki – to nic trudnego przecież – a ja w tym trakcie przygotuje rybę. Skąd mogłem wiedzieć, że będzie wlepiała w niego oczy bambi nie wiedząc jak to zrobić. Mógłem już wtedy zrozumieć, że powinien dalej sam się tym zająć, ale zamiast tego powiedziałem, żeby zaczęła od obrania ziemniaków. Szło jej dobrze. No prawie. W sumie wcale. Po pierwszym obierku zacięła się. OBIERACZKĄ!!!! Miałem ochotę przybić sobie mentalnego face palma. Ale nie poddałem się i po naklejeniu tej ofierze plastra pomogłem jej dokończyć obieranie.
Naiwny liczyłem, że na tym problemy się skończą. Cóż, jak już powiedziałem to było NAIWNE. Nie rozumiem, naprawdę nie rozumiem jak ona chciała ugotować ziemniaki bez wody. Tak kurwa. WRZUCIŁA TE PIEPRZONE ZIEMNIAKI DO PUSTEGO GARNKA I WŁĄCZYŁA GAZ, A POTEM USIADŁA NA KRZEŚLE CZEKAJĄC. Wtedy jeszcze niestety nie wiedziałem, tak więc nie mogłem zainterweniować.
- Xiumin długo jeszcze? – zapytała. – chciałam pomalować paznokcie bo mi lakier już odpryskuje ale chyba powinnam pilnować tych ziemniaków.
Spojrzałem na nią jakby przyleciała z innej planety. Jaki brat taka siostra. Ta rodzina chyba już tak ma.
No i wtedy poczułam, że coś jest nie tak. Przerwałem filetowanie ryby i pędem rzuciłem się do garnka.
- Tego już chyba nie zjemy. – westchnąłem. – Myung-Hee wiesz co? Możesz już pójść. Poradzę sobie sam.
- Ok, ale jakbyś mnie potrzebował to wołaj śmiało. – puściła mi oko i zniknęła za drzwiami.
‘O nie nie nie. Nie licz, że cię zawołam kiedykolwiek do czegokolwiek w kuchni.’
Oparłem się o zlew głośno wzdychając.
Kiedy usłyszałem śmiech podniosłem głowę i spojrzałem w stronę z którego dobiegał. Przy wejściu do kuchni stał Kris i opierał się o futrynę.
- Może ci pomóc? – zaproponował z uśmiechem. – zaręczam, że w kuchni jestem całkowitym przeciwieństwem tej ciapy.
Kiwnąłem potakująco głową zgadzając się na jego propozycję.